Rodzic i opieka

W przypadku opieki nad rodzicem to jest to trochę kłopotliwa sprawa. Jeżeli musimy codziennie oglądać to, co się dzieje lub widzieć, jak rodzic powoli gaśnie, to sprawa nie jest przyjemna. Szczególnie to chyba dotyczy opieki nad rodzicem leżącym. Pomimo to, że przychodzi pielęgniarka środowiskowa to i tak reszta należy do nas. Jedno jest tylko pewne, że właśnie ona nas uczy pewnych rzeczy, które nam się mogą przydać przy pomocy ojcu, czy matce. Jak zrobić zastrzyk, podać leki, zmienić pościel i inne techniki w opiece. Wpada zazwyczaj rano, ale dzień jest już nasz i niestety wiele obowiązków musimy wykonać rozdwajając się na domowe obowiązki i pilnowanie rodzica…

Seniorzy znajomi

Znajomi seniorzy, którzy już mają poważne problemy ze zdrowiem martwią nas. W końcu tyle lat się z nimi znamy, więc należy im pomóc w jakikolwiek sposób. Staramy się zapewnić im dostęp do rehabilitacji w wersji początkowej, jak i rodzina. Pewnie, że my znamy kogoś, rodzina zna kogoś i jak sklecimy to wszystko, to wychodzi nam całkiem niezły wynik. Nie trzeba wyjeżdżać za granicę, by pomóc. W zasadzie pomagamy im ze względu na wiek i sympatię i robi się z tego wolontariat. Można np. pomóc sąsiadowi, albo sąsiadce, bo rodzina nie może być cały czas na miejscu. To też jest opieka, nawet dochodząc. Szanujmy naszych sąsiadów.

Opieka nad seniorem

Bardzo złożone jest to zajęcie, ponieważ wyjeżdżając np. do Niemiec za pracą, nie wiemy, czy damy radę. Patrząc na tych chorych ludzi, ciągle zastanawiamy się nad sobą. Jacy będziemy, kiedy starość do nas przyjdzie, czy będziemy tacy niedołężni jak oni, albo czy będzie ktoś, kto nam pomoże w codziennych czynnościach i czy w ogóle będziemy mieli świadomość, że jeszcze potrafimy myśleć. Mając kontakt z takimi ludźmi chyba jesteśmy przerażeni trochę przyszłością, naszą przyszłością. Co los nam przyniesie, to trudno osądzić, ale jakoś zawsze walczymy, by być sprawnym na stare lata i by się nami nikt nie musiał opiekować.

Zwycięstwo w opiece

Najgorzej jest jechać pierwszy raz do pracy w opiece. Człowiek jest tak wystraszony, bo wiadomo trzeba zarobić i boi się, co go będzie czekać na miejscu. Podczas jazdy na Stellę mamy sporo czasu, żeby się zastanowić, jak to będzie, czy mnie zaakceptuje podopieczny i rodzina, a także sąsiedzi pomimo to, że w zasadzie niby jest to im obojętne, ale kontrolują nas non stop i jesteśmy pod ciągłą obserwacją. Zarówno ich jak i rodziny chorego. No i diabeł tkwi w szczegółach. Ale jak potem będzie dobrze, to także jesteśmy dobrymi opiekunami i potem możemy powiedzieć: „Przybyłem, opiekowałem się, zwyciężyłem!”